Kiedy byłam dzieckiem, wolał wydawać pieniądze na alkohol niż na rodzinę - na początku dawał mało pieniędzy (dało się z tego wyżyć, ale nic ponad to), a potem już wcale. Zawsze miałam mu to za złe i przez to nie utrzymuję z nim kontaktu. Niedawno chciał się spotkać ze mną i z moją siostrą, kilka razy próbował się z nią kontaktować, ale ta nie odpowiadała, aż w końcu próbował się skontaktować z nami przez naszą kuzynkę (napisała nam, że tata ma dla nas pieniądze). Podejrzewam, że boi się zostać sam na starość. Niedawno pomyślałam sobie, że może powinnam go zrozumieć, bo choroba alkoholowa nie pozwalała mu łożyć na nasze wychowanie i nie miał nad tym żadnej kontroli. Coraz więcej mówi się, że dla alkoholika powinniśmy mieć tyle samo zrozumienia, co dla osoby pogrążonej w depresji. Czy to byłaby źle ulokowana empatia? Ojciec nie zbudował z nami żadnej emocjonalnej więzi, rzadko spędzał z nami czas i czuje, jakby to był obcy człowiek. Czasem jednak jak o nim pomyślę, to jest mi go żal, bo jest chory, samotny i nie wiem czy nie bez pieniędzy na życie.
udzielonych przez specjalistów